Qlig
dzięki Wibrys szczególnie za zabawowy poranek. mam nadzieję że ta parka nad którą wywinąłem fiflaka nie odniosła obrażeń, mnie się nie skarżyli. jakbyś mógł to podeślij chociaż jedno foto, najchętniej to kiedy jedna z dziewczyn krzyczała "RĘCE DO GÓÓÓÓÓRYYYY"
no i żeby nie mącić nowych wątków, dzięki Wibrys razy kilka możecie się nie martwić o brać patrolową, pierwszą wklejke potraktujmy jako nie byłą(to w ramach rewanżu było ) druga no cuż. zdarza się, a trzecia i czwarta to już chyba to co ludzie nazywają offroad już się rozglądałem za kilofem
fajnie było, no do wieczora nie dotrwałem(siła wyższa)
nie rozpamiętujmy i uznajmy że 1:0 dla Ciebie
no i żeby nie mącić nowych wątków, dzięki Wibrys razy kilka możecie się nie martwić o brać patrolową, pierwszą wklejke potraktujmy jako nie byłą(to w ramach rewanżu było ) druga no cuż. zdarza się, a trzecia i czwarta to już chyba to co ludzie nazywają offroad już się rozglądałem za kilofem
fajnie było, no do wieczora nie dotrwałem(siła wyższa)
nie rozpamiętujmy i uznajmy że 1:0 dla Ciebie
No fakt, z kuligiem była przednia zabawa nieźle dawałeś na desce! Późniejsza szarża po poligonie nie mniej fajna i satysfakcjonująca. My z Radkiem zaliczyliśmy jeszcze jedną grupę kuligową, tym razem z pochodniami (super efekty) ta sama okolica i też robiłem za konia pociągowego Była nawet decha od windsurfingu! dla 3 odważnych (w tym Radek) zrobiłem rundę ekstremalną...he he he 45km/h... Strat własnych nie zanotowano...Na końcu ognisko było...do domu zlądowaliśmy z Radkiem ok 22
Ostatnio zmieniony ndz 17 sty, 2010 przez wibrys, łącznie zmieniany 1 raz.
Est modus in rebus.
A była, była...
Jeszcze przyjemniej by było, gdyby ten przede mną nie wypadał z sanek co chwila A i te płonące sanki za mną, które mi w plecy wjechały też dały niezły efekt Pytałem się Ciebie, czy nie chcesz na sankach pojeździć to nie chciałeś Ja wtedy bym mógł poprowadzić No cóż, następny kulig w sobotę w okolicach MRU Miał być za BTR'em, ale pojazdu nie będzie tym razem
Jeszcze przyjemniej by było, gdyby ten przede mną nie wypadał z sanek co chwila A i te płonące sanki za mną, które mi w plecy wjechały też dały niezły efekt Pytałem się Ciebie, czy nie chcesz na sankach pojeździć to nie chciałeś Ja wtedy bym mógł poprowadzić No cóż, następny kulig w sobotę w okolicach MRU Miał być za BTR'em, ale pojazdu nie będzie tym razem
Umówiliśmy się ze znajomymi na kulig. Nasz samochód miał robić za "lokomotywę".
O określonej godzinie już byliśmy gotowi do wyjścia gdy okazało się, że nie mogę znaleźć mojej czapki. Gorączkowe poszukiwania przez 15 min. nie dawały efektu. Czapkę miałem niedawno na głowie po powrocie ze sklepu. Trzeba było posiłkować starą czapką, która jeszcze się zachowała, a miała już być zutylizowana.
Dotarliśmy z opóźnieniem na miejsce zbiórki. To nie było jednak problemem bo grupa w tym czasie wiązała sanki i wesoło sobie dyskutowała.
Kulig był typu przejazd z "A" do "B" więc jako pomysłodawca trasy poprowadziłem konwój samochodów do punktu końcowego i miałem wrócić do punktu "A" z kierowcami. Samochód zaparkowałem w miejscu gdzie miała się kończyć trasa kuligu, miałem zabrać kierowców i wrócić do punktu "A".
No i tej chwili nadjechał samochód dostawczy marki Kia i przydzwonił w mojego stojącego Patrola. Kierowca, który wjechał w mój samochód nie był skłonny przyznać się do winy, twierdził, że nie ma dowodu rejestracyjnego więc nie pozostało nic innego jak wezwać policję. Po dłuższej chwili oczekiwania na patrol policji kierowca z dostawczego samochodu po prostu odjechał czyli uciekł z miejsca kolizji.
Czekamy na policję, nagle przypomniałem sobie, że nie zabrałem dokumentów , miałem tylko dowód rejestracyjny Patrola.
Dzwonię do grupy z punktu "A" żeby, Mariola żona moja osobista, pojechała do domu po prawko i dowód osobisty. Mariola z koleżanką brnie przez śnieg do domu, a znajomość terenu znikoma. Gdy były już w domu to nie może znaleźć dokumentów i dzwoni do mnie, a ja właśnie przypominam sobie, że dokumenty włożyłem do plecaka, który spokojnie cały czas leżał w Patrolu (!!!!!)
Tymczasem w grupie A sytuacja też się zaognia bo "kierownik grupy" nie może znaleźć swojego telefonu, a w nim ma numer do mnie, do swojej żony, która pojechała z Mariolą po dokumenty. Po dość długim poszukiwaniu udało się odnaleźć telefon w śniegu ale był już przejechany przez samochód i nie działał.
Po wszystkich tych ciekawostkach przystąpiliśmy do kuligu właściwego. Tu odbyło się bez większych strat: jedne sanki połamane, rozbite kolano, złamany jeden szczebelek, podbite oko i stłuczona piszczel (Marioli). Aaaa gdy Mariola wykonywała swój ostatni pad w śnieg to podobno ugryzła w nogę kolegę jadącego na ostatnich sankach.
O określonej godzinie już byliśmy gotowi do wyjścia gdy okazało się, że nie mogę znaleźć mojej czapki. Gorączkowe poszukiwania przez 15 min. nie dawały efektu. Czapkę miałem niedawno na głowie po powrocie ze sklepu. Trzeba było posiłkować starą czapką, która jeszcze się zachowała, a miała już być zutylizowana.
Dotarliśmy z opóźnieniem na miejsce zbiórki. To nie było jednak problemem bo grupa w tym czasie wiązała sanki i wesoło sobie dyskutowała.
Kulig był typu przejazd z "A" do "B" więc jako pomysłodawca trasy poprowadziłem konwój samochodów do punktu końcowego i miałem wrócić do punktu "A" z kierowcami. Samochód zaparkowałem w miejscu gdzie miała się kończyć trasa kuligu, miałem zabrać kierowców i wrócić do punktu "A".
No i tej chwili nadjechał samochód dostawczy marki Kia i przydzwonił w mojego stojącego Patrola. Kierowca, który wjechał w mój samochód nie był skłonny przyznać się do winy, twierdził, że nie ma dowodu rejestracyjnego więc nie pozostało nic innego jak wezwać policję. Po dłuższej chwili oczekiwania na patrol policji kierowca z dostawczego samochodu po prostu odjechał czyli uciekł z miejsca kolizji.
Czekamy na policję, nagle przypomniałem sobie, że nie zabrałem dokumentów , miałem tylko dowód rejestracyjny Patrola.
Dzwonię do grupy z punktu "A" żeby, Mariola żona moja osobista, pojechała do domu po prawko i dowód osobisty. Mariola z koleżanką brnie przez śnieg do domu, a znajomość terenu znikoma. Gdy były już w domu to nie może znaleźć dokumentów i dzwoni do mnie, a ja właśnie przypominam sobie, że dokumenty włożyłem do plecaka, który spokojnie cały czas leżał w Patrolu (!!!!!)
Tymczasem w grupie A sytuacja też się zaognia bo "kierownik grupy" nie może znaleźć swojego telefonu, a w nim ma numer do mnie, do swojej żony, która pojechała z Mariolą po dokumenty. Po dość długim poszukiwaniu udało się odnaleźć telefon w śniegu ale był już przejechany przez samochód i nie działał.
Po wszystkich tych ciekawostkach przystąpiliśmy do kuligu właściwego. Tu odbyło się bez większych strat: jedne sanki połamane, rozbite kolano, złamany jeden szczebelek, podbite oko i stłuczona piszczel (Marioli). Aaaa gdy Mariola wykonywała swój ostatni pad w śnieg to podobno ugryzła w nogę kolegę jadącego na ostatnich sankach.
Robo Lis pisze:Umówiliśmy się ze znajomymi na kulig. Nasz samochód miał robić za "lokomotywę".
O określonej godzinie już byliśmy gotowi do wyjścia gdy okazało się, że nie mogę znaleźć mojej czapki. Gorączkowe poszukiwania przez 15 min. nie dawały efektu. Czapkę miałem niedawno na głowie po powrocie ze sklepu. Trzeba było posiłkować starą czapką, która jeszcze się zachowała, a miała już być zutylizowana.
Dotarliśmy z opóźnieniem na miejsce zbiórki. To nie było jednak problemem bo grupa w tym czasie wiązała sanki i wesoło sobie dyskutowała.
Kulig był typu przejazd z "A" do "B" więc jako pomysłodawca trasy poprowadziłem konwój samochodów do punktu końcowego i miałem wrócić do punktu "A" z kierowcami. Samochód zaparkowałem w miejscu gdzie miała się kończyć trasa kuligu, miałem zabrać kierowców i wrócić do punktu "A".
No i tej chwili nadjechał samochód dostawczy marki Kia i przydzwonił w mojego stojącego Patrola. Kierowca, który wjechał w mój samochód nie był skłonny przyznać się do winy, twierdził, że nie ma dowodu rejestracyjnego więc nie pozostało nic innego jak wezwać policję. Po dłuższej chwili oczekiwania na patrol policji kierowca z dostawczego samochodu po prostu odjechał czyli uciekł z miejsca kolizji.
Czekamy na policję, nagle przypomniałem sobie, że nie zabrałem dokumentów , miałem tylko dowód rejestracyjny Patrola.
Dzwonię do grupy z punktu "A" żeby, Mariola żona moja osobista, pojechała do domu po prawko i dowód osobisty. Mariola z koleżanką brnie przez śnieg do domu, a znajomość terenu znikoma. Gdy były już w domu to nie może znaleźć dokumentów i dzwoni do mnie, a ja właśnie przypominam sobie, że dokumenty włożyłem do plecaka, który spokojnie cały czas leżał w Patrolu (!!!!!)
Tymczasem w grupie A sytuacja też się zaognia bo "kierownik grupy" nie może znaleźć swojego telefonu, a w nim ma numer do mnie, do swojej żony, która pojechała z Mariolą po dokumenty. Po dość długim poszukiwaniu udało się odnaleźć telefon w śniegu ale był już przejechany przez samochód i nie działał.
Po wszystkich tych ciekawostkach przystąpiliśmy do kuligu właściwego. Tu odbyło się bez większych strat: jedne sanki połamane, rozbite kolano, złamany jeden szczebelek, podbite oko i stłuczona piszczel (Marioli). Aaaa gdy Mariola wykonywała swój ostatni pad w śnieg to podobno ugryzła w nogę kolegę jadącego na ostatnich sankach.
ja tam z Wami na imprezę nie jadę
Oczywiście chętnie będę opisywał jak tylko znajdę czas.
Dodam jeszcze szczegół techniczny kuligu - wbrew obiegowym opiniom duża prędkość "karawany" nie sprzyja dobrej zabawie. Dla normalnych ludzi 15 - 20 kaemow na h to moim zdaniem max. Łagodne wywrotki zawsze kończyły się śmiechem ale te przy 30 km/h to pozostawiały ślady w postaci siniaków. A ważne jest żeby wszyscy dobrze się bawili, a nie tylko "straceńcy". No i trzeba pomyśleć o wyprowadzeniu spalin do góry. Kolo prezes proponuje zwykłą rurę do nadmuchu powietrza przywiazaną do dachu. Można też powiesić koc z tyłu żeby śnieg nie leciał z kół w twarze saneczkarzy.
Dodam jeszcze szczegół techniczny kuligu - wbrew obiegowym opiniom duża prędkość "karawany" nie sprzyja dobrej zabawie. Dla normalnych ludzi 15 - 20 kaemow na h to moim zdaniem max. Łagodne wywrotki zawsze kończyły się śmiechem ale te przy 30 km/h to pozostawiały ślady w postaci siniaków. A ważne jest żeby wszyscy dobrze się bawili, a nie tylko "straceńcy". No i trzeba pomyśleć o wyprowadzeniu spalin do góry. Kolo prezes proponuje zwykłą rurę do nadmuchu powietrza przywiazaną do dachu. Można też powiesić koc z tyłu żeby śnieg nie leciał z kół w twarze saneczkarzy.
- qsma
- Weteran bezdrozy
- Posty: 3018
- Rejestracja: sob 10 lut, 2007
- Lokalizacja: Szczecin
- Kontaktowanie:
kiedyś testowałem z znajomymi ( m.inn. LSD) jazdę na:
- wannie żeliwnej ,odwróconej do góry nogami - 3 osobowe sanie
- dętce od koparki - zajebista kanapa saneczkowa
- zbiornik na wodę około 100 l - hardkor jak na byku
- sanki padały po 200 m
- zdaje się ze była jeszcze deska serfingowa ale tu to tylko na siedząco
przyjemna prędkość to około 25-30 km/h przy 40 jest już ciężko.
- wannie żeliwnej ,odwróconej do góry nogami - 3 osobowe sanie
- dętce od koparki - zajebista kanapa saneczkowa
- zbiornik na wodę około 100 l - hardkor jak na byku
- sanki padały po 200 m
- zdaje się ze była jeszcze deska serfingowa ale tu to tylko na siedząco
przyjemna prędkość to około 25-30 km/h przy 40 jest już ciężko.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 31 gości