Jam nga Poloni 2016 - RELACJA
Jam nga Poloni 2016 - RELACJA
Ja już ścieżki szykuję
Planowana data startu 25-28 czerwca 2016.
Teren to Pd Czarnogóra i Pn Albania.
Planowana data startu 25-28 czerwca 2016.
Teren to Pd Czarnogóra i Pn Albania.
Ostatnio zmieniony pn 31 lip, 2017 przez Abo, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Jam nga Poloni 2016
Wyjazd ze Szczecina 23 czerwca rano, nocleg w Krynicy-Zdroju.
Powrót do Szczecina 10 lipca.
Powrót do Szczecina 10 lipca.
Re: Jam nga Poloni 2016
Nalepka już jest
Trasa też
Trasa też
Re: Jam nga Poloni 2016
Nielegalna trasa Plav - Valbona wykonana
Po stronie Czarnogorskiej jest trudna, w jedno auto bym sie nie pchał, po Albanskiej srednio-latwa.
Ale przejazd cza se zalegalizowac
Po stronie Czarnogorskiej jest trudna, w jedno auto bym sie nie pchał, po Albanskiej srednio-latwa.
Ale przejazd cza se zalegalizowac
Re: Jam nga Poloni 2016
No to trujem...
Dzień pierwszy...
Wycieczka (nie mylić z Wyprawami na Bałkany!) rozpoczęła się właściwie w Krynicy-Zdroju. Wyruszamy w piątek rano w składzie pięcioosobowym - 2 Patrole i Turysta Rowerowy Lecimy tradycyjnie ofrołdowo - asfaltem.
Jedziemy Słowacja - Węgry - Serbia. Celem jest Nowy Sad, ponieważ kolega chce nocować nad Dunajem. Dojeżdżamy jeszcze za widna, zajeżdżamy gdzieś nad ten Dunaj. Po znalezieniu w miarę odpowiedniego miejsca na biwaczek wyciągamy namioty, stoliczek i heja... do czasu. Aż wk*** Matki Polki rodzaju komarzego dowiedziały się o świeżym mięsie... Dużo szybciej się składamy i stóweczką po polach, jak najdalej od rzeczki.
Nocleg zaliczyliśmy w kukurydzy, w sumie nie było źle
Dzień drugi...
Lecimy dalej asfaltem, przez Prijepolje. Granica Serbia - Czarnogóra bez przeszkód i kolejek.
Zjazd z asfaltu nad Tarę. Miejsce biwakowe mamy już z góry zaplanowane, co prawda nie wiemy co zastaniemy ale... miejsce nas rozczarowuje... pozytywnie
Duża polana nad samą rzeką, tablica Parku Narodowego że to bezpłatny camp. Jesteśmy sami.
Po zagospodarowaniu stolik na "plażę", i kontemplujemy
Wieczorkiem okazało się, że plaża jest też miejscem zakończenia raftingu. Przypłynęło kilka pontonów, przyjechało kilka samochodów po pontony i ludzi, rozgardiasz trwał ze dwie godziny. Ale polana jest duża, można się rozbić dalej od plaży. Z rafterami gadka-szmatka i zapisaliśmy się na jutro rano.
cdn.
Dzień pierwszy...
Wycieczka (nie mylić z Wyprawami na Bałkany!) rozpoczęła się właściwie w Krynicy-Zdroju. Wyruszamy w piątek rano w składzie pięcioosobowym - 2 Patrole i Turysta Rowerowy Lecimy tradycyjnie ofrołdowo - asfaltem.
Jedziemy Słowacja - Węgry - Serbia. Celem jest Nowy Sad, ponieważ kolega chce nocować nad Dunajem. Dojeżdżamy jeszcze za widna, zajeżdżamy gdzieś nad ten Dunaj. Po znalezieniu w miarę odpowiedniego miejsca na biwaczek wyciągamy namioty, stoliczek i heja... do czasu. Aż wk*** Matki Polki rodzaju komarzego dowiedziały się o świeżym mięsie... Dużo szybciej się składamy i stóweczką po polach, jak najdalej od rzeczki.
Nocleg zaliczyliśmy w kukurydzy, w sumie nie było źle
Dzień drugi...
Lecimy dalej asfaltem, przez Prijepolje. Granica Serbia - Czarnogóra bez przeszkód i kolejek.
Zjazd z asfaltu nad Tarę. Miejsce biwakowe mamy już z góry zaplanowane, co prawda nie wiemy co zastaniemy ale... miejsce nas rozczarowuje... pozytywnie
Duża polana nad samą rzeką, tablica Parku Narodowego że to bezpłatny camp. Jesteśmy sami.
Po zagospodarowaniu stolik na "plażę", i kontemplujemy
Wieczorkiem okazało się, że plaża jest też miejscem zakończenia raftingu. Przypłynęło kilka pontonów, przyjechało kilka samochodów po pontony i ludzi, rozgardiasz trwał ze dwie godziny. Ale polana jest duża, można się rozbić dalej od plaży. Z rafterami gadka-szmatka i zapisaliśmy się na jutro rano.
cdn.
Re: Jam nga Poloni 2016
Dzień trzeci...
Pakujemy się do autka i lecimy pod most na Tarze do rafterów. Oni pakują nas do swojego z pontonem i jedziemy w górę rzeki.
Obok mostu na Tarze są też tyrolki, jazda ze 30-40 sekund, moim zdaniem za szybko i nuda.
Rafting jak to rafting...
Ale na jakakolwiek dozę adrenaliny nie ma co liczyć
Za to można poskakać i popływać
cdn.
Pakujemy się do autka i lecimy pod most na Tarze do rafterów. Oni pakują nas do swojego z pontonem i jedziemy w górę rzeki.
Obok mostu na Tarze są też tyrolki, jazda ze 30-40 sekund, moim zdaniem za szybko i nuda.
Rafting jak to rafting...
Ale na jakakolwiek dozę adrenaliny nie ma co liczyć
Za to można poskakać i popływać
cdn.
Ostatnio zmieniony pn 13 mar, 2017 przez Abo, łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Jam nga Poloni 2016
Po raftingu pakujemy się z biwaku i jedziemy przez słynny most i Żabljak na drugą stronę Tary - zjeżdżamy do kanionu po drugiej stronie.
Droga zjazdowa, tak jak i poprzednia z drugiej strony, jest już porządnie szutrowa.
Po drodze mijamy specjalistyczny warsztat samochodowy, wykładany eleganckimi płytami z maszyny offsetowej.
Widoki ładne...
Po drodze zajeżdżamy na polankę ze ślicznymi widokami, tak że decydujemy się pobiwakować. Dalej - na końcu drogi, nad Tarą, jest hotel, camp. Nie dojechaliśmy tam, biwaczek założyliśmy wcześniej.
Dzień czwarty...
Rano stwierdziliśmy z Radkiem że można by się przejść na wycieczkę zanim towarzystwo nam się nie pobudzi.
Tara wyglądała całkiem przyjaźnie
Po wejściu na górkę z drugiej strony kanionu
Widoki mieliśmy pyszne
Obóz tele też sie dało ściągnąć
Zjazd nad Tarę warto zaliczyć, jest widokowy.
Po powrocie śniadanko i czas w drogę, kierunek Durmitor.
cdn.
Droga zjazdowa, tak jak i poprzednia z drugiej strony, jest już porządnie szutrowa.
Po drodze mijamy specjalistyczny warsztat samochodowy, wykładany eleganckimi płytami z maszyny offsetowej.
Widoki ładne...
Po drodze zajeżdżamy na polankę ze ślicznymi widokami, tak że decydujemy się pobiwakować. Dalej - na końcu drogi, nad Tarą, jest hotel, camp. Nie dojechaliśmy tam, biwaczek założyliśmy wcześniej.
Dzień czwarty...
Rano stwierdziliśmy z Radkiem że można by się przejść na wycieczkę zanim towarzystwo nam się nie pobudzi.
Tara wyglądała całkiem przyjaźnie
Po wejściu na górkę z drugiej strony kanionu
Widoki mieliśmy pyszne
Obóz tele też sie dało ściągnąć
Zjazd nad Tarę warto zaliczyć, jest widokowy.
Po powrocie śniadanko i czas w drogę, kierunek Durmitor.
cdn.
Ostatnio zmieniony pn 13 mar, 2017 przez Abo, łącznie zmieniany 3 razy.
Re: Jam nga Poloni 2016
No cóż, szlabany, szlabany...
Po konsultacjach w biurze Parku i oglądaniu mapy jedyną opcją którą nam zaproponowano to objazd Durmitoru dookoła asfaltem.
Do tej pory asfalt stanowił 99,9999% trasy, wobec tego w tył zwrot! Kierunek Sinjajevina!
Kawałeczek za Żabljakiem zjeżdżamy na szuter. Będzie nam już towarzyszył dłużej
Pejzarzyki Sinjajeviny
W końcu przyszedł czas na biwaczek, trochę zmusiła nas do tego burza którą cały czas gonimy Dobrze że walnie tylko trochę i szybko nam ucieka
Po konsultacjach w biurze Parku i oglądaniu mapy jedyną opcją którą nam zaproponowano to objazd Durmitoru dookoła asfaltem.
Do tej pory asfalt stanowił 99,9999% trasy, wobec tego w tył zwrot! Kierunek Sinjajevina!
Kawałeczek za Żabljakiem zjeżdżamy na szuter. Będzie nam już towarzyszył dłużej
Pejzarzyki Sinjajeviny
W końcu przyszedł czas na biwaczek, trochę zmusiła nas do tego burza którą cały czas gonimy Dobrze że walnie tylko trochę i szybko nam ucieka
Re: Jam nga Poloni 2016
Dzień piąty...
Ruszamy dalej
Sinjajevina robi się coraz bardziej górzysta, i my ciągle w górę
Po szutrze tylko wspomnienie, droga zrobiła się polna, jest mokro, temperaturka w sam raz na zwiedzanie no i się nie kurzy
Często spotykamy domki-szałasy w ruinie.
Kilka widokówek:
I niedaleko Mojkovaca wjeżdżamy na asfalt. Sinjajeviną przejechaliśmy 105 km pozaasfaltowych przez pełne 2 dni.
Plan dalszy był taki, żeby zrobić Biogradską Górę ale załogi mi się zbiesiły i chcą w Prokletije wreszcie.
Ugiąłem się pod presją i gnamy czarnym do Vusanje...
Zajeżdżamy na moje ulubione jeziorko Niestety jak zwykle bez wody.
I kończymy dzionek grillem i buteleczką piwa
cdn.
Ruszamy dalej
Sinjajevina robi się coraz bardziej górzysta, i my ciągle w górę
Po szutrze tylko wspomnienie, droga zrobiła się polna, jest mokro, temperaturka w sam raz na zwiedzanie no i się nie kurzy
Często spotykamy domki-szałasy w ruinie.
Kilka widokówek:
I niedaleko Mojkovaca wjeżdżamy na asfalt. Sinjajeviną przejechaliśmy 105 km pozaasfaltowych przez pełne 2 dni.
Plan dalszy był taki, żeby zrobić Biogradską Górę ale załogi mi się zbiesiły i chcą w Prokletije wreszcie.
Ugiąłem się pod presją i gnamy czarnym do Vusanje...
Zajeżdżamy na moje ulubione jeziorko Niestety jak zwykle bez wody.
I kończymy dzionek grillem i buteleczką piwa
cdn.
Ostatnio zmieniony pt 15 lip, 2016 przez Abo, łącznie zmieniany 1 raz.
- miastek
- V-ce prezes 4x4 szczecin
- Posty: 5862
- Rejestracja: czw 15 lut, 2007
- Lokalizacja: Miastko/Szczecin
Re: Jam nga Poloni 2016
Sinjajevina jest masakrycznie piękna. Też w tym roku tam wrócimy.
Mam nadzieje że zapisujesz tracki.
Pozdro
Mam nadzieje że zapisujesz tracki.
Pozdro
Miastek Off-road GARAGE
Serwis, części, akcesoria 4X4
ESCAPE wyciągarki, zawieszenia, namioty dachowe
iKAMPER local dealer
iODPERFORMANCE local dealer
NOWY ADRES!!! WARZYMICE 18B
502 599 717
SuperPatrolSuper TURBOintercooler
Serwis, części, akcesoria 4X4
ESCAPE wyciągarki, zawieszenia, namioty dachowe
iKAMPER local dealer
iODPERFORMANCE local dealer
NOWY ADRES!!! WARZYMICE 18B
502 599 717
SuperPatrolSuper TURBOintercooler
Re: Jam nga Poloni 2016
Dzień szósty...
Ponieważ od biwaczku w stronę Theti samochodem da się przejechać tylko około 1 km - planujemy sobie całodniową wycieczkę pieszą, w kierunku szczytu Popluks.
Idziemy ścieżką po zboczu wzdłuż jeziora Cemerikino, czyli po albańsku Gesshtares. Widoki jak widać coraz lepsze
Razem z końcem jeziora, i granicą albańską, zaczyna się luzik
W górę i w górę...
Ścieżka niezbyt ścieżkę przypomina...
Mijamy katun Runice, zdjęcie jest do tyłu, szlak prowadzi lewym (na zdjęciu) kanionem, prawym kanionem bardzo stromo płynie potok, ale moim zdaniem lepiej iść tamtędy
Górki jak to górki, kopara opada
Mijamy jeziorko Peshkeqes
Którego pilnuje bunkier
Dochodzimy do przełęczy Pejes, gdzie niedawno ktoś się kałachem bawił
W dole widać Theth
Z Pejes obieramy kierunek na Popluks. Znowu napisać że górki coraz ładniejsze???
Nie widać, ale dalej idziemy ostrym trawersem i pod górę
Selficzek
Plenerki ze zbocza
W żlebach leży dość dużo śniegu, szlak dalej idzie żlebem do góry
Ponieważ od biwaczku w stronę Theti samochodem da się przejechać tylko około 1 km - planujemy sobie całodniową wycieczkę pieszą, w kierunku szczytu Popluks.
Idziemy ścieżką po zboczu wzdłuż jeziora Cemerikino, czyli po albańsku Gesshtares. Widoki jak widać coraz lepsze
Razem z końcem jeziora, i granicą albańską, zaczyna się luzik
W górę i w górę...
Ścieżka niezbyt ścieżkę przypomina...
Mijamy katun Runice, zdjęcie jest do tyłu, szlak prowadzi lewym (na zdjęciu) kanionem, prawym kanionem bardzo stromo płynie potok, ale moim zdaniem lepiej iść tamtędy
Górki jak to górki, kopara opada
Mijamy jeziorko Peshkeqes
Którego pilnuje bunkier
Dochodzimy do przełęczy Pejes, gdzie niedawno ktoś się kałachem bawił
W dole widać Theth
Z Pejes obieramy kierunek na Popluks. Znowu napisać że górki coraz ładniejsze???
Nie widać, ale dalej idziemy ostrym trawersem i pod górę
Selficzek
Plenerki ze zbocza
W żlebach leży dość dużo śniegu, szlak dalej idzie żlebem do góry
Re: Jam nga Poloni 2016
W związku z tym że z tego miejsca mamy jeszcze 6 godzin drogi powrotnej - odpuszczamy Żeby nie wracać tą samą drogą nie trzymamy się szlaku, tylko tracków z wikiloc.
Tracki powrotne idą graniami, nad przepaścią, widać że szedł tędy jakiś masochista Nie ma szlaku ani ścieżki, kilka razy zawracamy żeby znaleźć logiczne przejście, jest fajnie
I spowrotem jesteśmy na "Caf Peć" czyli przełęczy Peje
Po drodze widzieliśmy dużo bunkrów
Mijamy granicę albańską i znowu jesteśmy na jeziorze Cemerikino.
Szamanko, jedno piwko i spać
(Dobrze że piwka są dwulitrowe )
Tracki powrotne idą graniami, nad przepaścią, widać że szedł tędy jakiś masochista Nie ma szlaku ani ścieżki, kilka razy zawracamy żeby znaleźć logiczne przejście, jest fajnie
I spowrotem jesteśmy na "Caf Peć" czyli przełęczy Peje
Po drodze widzieliśmy dużo bunkrów
Mijamy granicę albańską i znowu jesteśmy na jeziorze Cemerikino.
Szamanko, jedno piwko i spać
(Dobrze że piwka są dwulitrowe )
Re: Jam nga Poloni 2016
Dzień siódmy...
Iść nam się nie chce Jechać też....
No dobra, jedziemy na zakupy do Gusinje.
Połaziliśmy też po targu - masa wszystkiego, chyba chińskiego - narzędzi, ubrań, pierdół, sprzedają przyjezdni Rosjanie.
Jedzenie - smakuja mi bałkańskie burki, buły wszelkiego rodzaju, sery. Po drodze w miejscowościach są piekarnie i sklepiki uniwersalne podobne do naszych dawnych mleczarni. Jakbym był sam to mógłbym się tym żywić nawet przez miesiąc, nie potrzeba nic wozić. Ewentualnie tylko zapasik w razie W w górach.
W Serbii i Czarnogórze można kupić coś takiego jak kajmak, jest to mniej więcej delikatny w smaku, ciężki, bardzo tłusty serek (ale kompletnie nie kwaśny) ze śmietany kremówki, bardzo smaczny. Występuje w wersjach od słonego do bardzo zbliżonego do świeżego masła. W każdym razie polecam
Ser z beczki - ser moczony w solance, trochę stęchły, może być ale bez szału
Po Gusinje przenosimy się z biwaczkiem do koliby Zastan. Jedziemy trochę w górę żeby być bliżej wody, miejscówkę znam z zeszłego roku. Z góry jest doprowadzone źródełko rurą, woda zdatna do picia. Odpoczynek po wczorajszym dniu, i kończymy dzień.
Iść nam się nie chce Jechać też....
No dobra, jedziemy na zakupy do Gusinje.
Połaziliśmy też po targu - masa wszystkiego, chyba chińskiego - narzędzi, ubrań, pierdół, sprzedają przyjezdni Rosjanie.
Jedzenie - smakuja mi bałkańskie burki, buły wszelkiego rodzaju, sery. Po drodze w miejscowościach są piekarnie i sklepiki uniwersalne podobne do naszych dawnych mleczarni. Jakbym był sam to mógłbym się tym żywić nawet przez miesiąc, nie potrzeba nic wozić. Ewentualnie tylko zapasik w razie W w górach.
W Serbii i Czarnogórze można kupić coś takiego jak kajmak, jest to mniej więcej delikatny w smaku, ciężki, bardzo tłusty serek (ale kompletnie nie kwaśny) ze śmietany kremówki, bardzo smaczny. Występuje w wersjach od słonego do bardzo zbliżonego do świeżego masła. W każdym razie polecam
Ser z beczki - ser moczony w solance, trochę stęchły, może być ale bez szału
Po Gusinje przenosimy się z biwaczkiem do koliby Zastan. Jedziemy trochę w górę żeby być bliżej wody, miejscówkę znam z zeszłego roku. Z góry jest doprowadzone źródełko rurą, woda zdatna do picia. Odpoczynek po wczorajszym dniu, i kończymy dzień.
Ostatnio zmieniony pn 13 mar, 2017 przez Abo, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Jam nga Poloni 2016
Dzień ósmy...
Planowany wypad pieszy. Ponieważ niektórzy nie doszli do siebie jeszcze po wycieczce poprzedniej, z chętnych pozostaliśmy Radek i ja. Jako że z terminatorem konkurencji nie wytrzymam idziemy osobno - Radek na Maja Rosit, ja zaczynam szlakiem z zeszłego roku na Maję Jezerces, przez Buni i Jezerces (takie górskie jeziorka) - bo chciałem tam wrócić
Buni i Jezerces oznacza po polsku mniej więcej Chaty pod Jezercami (Jezerce to szczyt) a nie jak pokutuje w internecie bzdurne tłumaczenie Dolina Jezior. Jezioro po albańsku to liqen/liqeni a dolina lugine.
No cóż, najpierw drapię się szlakiem w górę zbocza przez las, bardzo stromo, ale za to jest zimno, oczywiście obiektywnie bo ja paruję
Po pół godzinki mijam obudowane betonem źródło, z którego niestety nie skorzystam, nie da się z niego nabrać wody. Po godzince wychodzę z lasu na trawers, i zaczynają się ładne widoczki
Luzik, jeszcze chłodno, za chwilę dolina z pierwszymi jeziorkami Buni. Zdjęcie wyjątkowo nie oddaje ogromu, niektóre kamyczki przy jeziorku są wielkości budynków
Mijam jeziorka i znowu drapię się w górę. Na tym zdjęciu poprzednie pstrykałem z przełęczy na wprost.
W górach Albanii od czasu do czasu trafia się taki betonowy schron pasterski, w razie W zawsze można zanocować. Po stronie czarnogórskiej chatki są głównie drewniane.
Mijam następne jeziorko
i kolejne, największe...
Dookoła jeszcze leży śnieg, temperatura powietrza to kilkanaście stopni, ale człowiek czuje się jak na grillu, na co pada słońce to ma z 50 stopni, a cienia brak.
To już ostatnie jezioro, dalej nie ma źródła ani wody. Słońce już zaczyna ostro palić, wypiłem zapasy, to zabieram wodę z jeziorka.
I drapię się dalej pod górę...
Idę jeszcze jakiś czas, ale zaplanowałem sobie nie przekraczać 4,5 godzin w jedną stronę - ze względu na temperaturę na słońcu, zawracam na takiej ścieżce
Jeszcze picie, snikersik, relaksik i kwiatki, i wracam.
Coś z powrotnej drogi...
Granica z Czarnogórą
I koniec dnia...
cdn.
Planowany wypad pieszy. Ponieważ niektórzy nie doszli do siebie jeszcze po wycieczce poprzedniej, z chętnych pozostaliśmy Radek i ja. Jako że z terminatorem konkurencji nie wytrzymam idziemy osobno - Radek na Maja Rosit, ja zaczynam szlakiem z zeszłego roku na Maję Jezerces, przez Buni i Jezerces (takie górskie jeziorka) - bo chciałem tam wrócić
Buni i Jezerces oznacza po polsku mniej więcej Chaty pod Jezercami (Jezerce to szczyt) a nie jak pokutuje w internecie bzdurne tłumaczenie Dolina Jezior. Jezioro po albańsku to liqen/liqeni a dolina lugine.
No cóż, najpierw drapię się szlakiem w górę zbocza przez las, bardzo stromo, ale za to jest zimno, oczywiście obiektywnie bo ja paruję
Po pół godzinki mijam obudowane betonem źródło, z którego niestety nie skorzystam, nie da się z niego nabrać wody. Po godzince wychodzę z lasu na trawers, i zaczynają się ładne widoczki
Luzik, jeszcze chłodno, za chwilę dolina z pierwszymi jeziorkami Buni. Zdjęcie wyjątkowo nie oddaje ogromu, niektóre kamyczki przy jeziorku są wielkości budynków
Mijam jeziorka i znowu drapię się w górę. Na tym zdjęciu poprzednie pstrykałem z przełęczy na wprost.
W górach Albanii od czasu do czasu trafia się taki betonowy schron pasterski, w razie W zawsze można zanocować. Po stronie czarnogórskiej chatki są głównie drewniane.
Mijam następne jeziorko
i kolejne, największe...
Dookoła jeszcze leży śnieg, temperatura powietrza to kilkanaście stopni, ale człowiek czuje się jak na grillu, na co pada słońce to ma z 50 stopni, a cienia brak.
To już ostatnie jezioro, dalej nie ma źródła ani wody. Słońce już zaczyna ostro palić, wypiłem zapasy, to zabieram wodę z jeziorka.
I drapię się dalej pod górę...
Idę jeszcze jakiś czas, ale zaplanowałem sobie nie przekraczać 4,5 godzin w jedną stronę - ze względu na temperaturę na słońcu, zawracam na takiej ścieżce
Jeszcze picie, snikersik, relaksik i kwiatki, i wracam.
Coś z powrotnej drogi...
Granica z Czarnogórą
I koniec dnia...
cdn.
Ostatnio zmieniony pn 13 mar, 2017 przez Abo, łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Jam nga Poloni 2016
widoki, foty i relacja super!!!!!!!!!!!!!!!! pozdrawiamy,
a my jutro نذهب إلى المغرب
a my jutro نذهب إلى المغرب
Re: Jam nga Poloni 2016
DoRobek pisze:widoki, foty i relacja super!!!!!!!!!!!!!!!! pozdrawiamy,
a my jutro نذهب إلى المغرب
Miłego wypoczynku
Re: Jam nga Poloni 2016
Dzień dziewiąty...
Mus odwiedzić wreszcie Albanię. Niestety z Gusinje daleko - albo przez Szkodre, albo Kosowo. Dużo asfaltu
Szybka decyzja dojechać z Plav do Valbony, następnie Lure. Skracamy sobie drogę o masę kilometrów
Przejazd jest nielegalny = nie ma nas w systemie że wjechaliśmy, trzeba albo wrócić "turystycznie" albo to jakoś załatwić.
Wyjeżdżamy z Plav i kierujemy sie na południe, droga dobra, leśna, kamienista, czasami rozmyta, czasami zniszczona zrywką
przejeżdżamy kilka strumieni, wzdłuż drogi woda wymyła rów o głębokości do 1 metra, zniszczona jest ponad połowa szerokości drogi.
Żeby było przyjemniej gdzieniegdzie leżą duże kamienie. Balansujemy po pozostałościach i pniemy się stromo pod górę.
Las się skończył, droga zmienia się w nieuczęszczaną, rów pozostał Z tego wszystkiego nie było czasu na zatrzymywanie się i pstrykanie fotek
Lecimy trawersikiem
Droga zarośnięta, ładne polany, rowy, rowy rowy
I dojeżdżamy do granicy albańskiej
Stary, albański słupek
Samą granicę przejeżdżamy "na przełaj" - po czarnogórskiej stronie, oraz kawałek po albańskiej nie ma śladów drogi ani ścieżki.
Niedaleko za granicą dojeżdżamy do drogi do Cerem. Szuter, kamienie, błoto.
Dojeżdżamy do Cerem, po drodze mijając jeszcze Bar Cafe
Po pół godzince wyjeżdżamy na asfalt do Valbony.
Na Valbonę jakoś tak starczyło nam pół godzinki, jedziemy dalej. Postanowiliśmy się rozdzielić, Ja jadę do Lure, Mirek do Tirany.
Asfalt, asfalt...
Mostek...
Stary pomnik w Bajram Curri...
No i biwaczek nad jeziorem, miejscówka niezła gdyby nie żabi samiec alfa 2m od namiotu...
Jak wszędzie są tu też bunkry
Jedziemy przez Kukes, całkiem ładnie
Niedaleko za Kukes droga przechodzi w kamienisty szuter
Gdzie to wielkie osuwisko za chwilę będziemy przejeżdżać, droga w kilku miejscach została zniszczona.
Kręcimy piruety cały czas...
I jesteśmy coraz wyżej
Spotykam jakiegoś Albana
Dużo opuszczonych posiadłości - ruiny, sady - z pięknymi widokami
W Parku Narodowym Lure
Czy warto? Raz warto. Dla widoków które są trochę inne niż we wcześniej zwiedzanych terenach.
Czy trudny offroad? Nie. Ale drogi w Lure są z dość dużych kamieni, plomby wypadają.
Kierowca znosi jazdę dość dobrze ale pamiętajcie o załodze...
Wyjeżdża się dość wysoko, panoramy są, jeziorka, popalone lasy jak na zdjęciach.
Obok widziałem na mapie jeszcze jakieś parki ale nie mieliśmy już czasu podjechać.
Dojazd do Lure i okolica jest z pupci, daleko może nie jest ale długo się jedzie. Żółta na mapie SH34 to szuter, po drodze mamy widoki takie przemysłowo-kopalniane, droga też robi wrażenie nie offroadowe tylko szutru po spychaczu.
Moim zdaniem rewelacji nie ma, ale jest inaczej niż we wcześniejszych regionach. Dużo ruin, częściowo opuszczonych miejscowości, na ruinach przemysłowych mieszkają pasterze z kilkoma kozami.
Rozkładamy biwaczek
Wieczorna fotka
i lulu
Mus odwiedzić wreszcie Albanię. Niestety z Gusinje daleko - albo przez Szkodre, albo Kosowo. Dużo asfaltu
Szybka decyzja dojechać z Plav do Valbony, następnie Lure. Skracamy sobie drogę o masę kilometrów
Przejazd jest nielegalny = nie ma nas w systemie że wjechaliśmy, trzeba albo wrócić "turystycznie" albo to jakoś załatwić.
Wyjeżdżamy z Plav i kierujemy sie na południe, droga dobra, leśna, kamienista, czasami rozmyta, czasami zniszczona zrywką
przejeżdżamy kilka strumieni, wzdłuż drogi woda wymyła rów o głębokości do 1 metra, zniszczona jest ponad połowa szerokości drogi.
Żeby było przyjemniej gdzieniegdzie leżą duże kamienie. Balansujemy po pozostałościach i pniemy się stromo pod górę.
Las się skończył, droga zmienia się w nieuczęszczaną, rów pozostał Z tego wszystkiego nie było czasu na zatrzymywanie się i pstrykanie fotek
Lecimy trawersikiem
Droga zarośnięta, ładne polany, rowy, rowy rowy
I dojeżdżamy do granicy albańskiej
Stary, albański słupek
Samą granicę przejeżdżamy "na przełaj" - po czarnogórskiej stronie, oraz kawałek po albańskiej nie ma śladów drogi ani ścieżki.
Niedaleko za granicą dojeżdżamy do drogi do Cerem. Szuter, kamienie, błoto.
Dojeżdżamy do Cerem, po drodze mijając jeszcze Bar Cafe
Po pół godzince wyjeżdżamy na asfalt do Valbony.
Na Valbonę jakoś tak starczyło nam pół godzinki, jedziemy dalej. Postanowiliśmy się rozdzielić, Ja jadę do Lure, Mirek do Tirany.
Asfalt, asfalt...
Mostek...
Stary pomnik w Bajram Curri...
No i biwaczek nad jeziorem, miejscówka niezła gdyby nie żabi samiec alfa 2m od namiotu...
Jak wszędzie są tu też bunkry
Jedziemy przez Kukes, całkiem ładnie
Niedaleko za Kukes droga przechodzi w kamienisty szuter
Gdzie to wielkie osuwisko za chwilę będziemy przejeżdżać, droga w kilku miejscach została zniszczona.
Kręcimy piruety cały czas...
I jesteśmy coraz wyżej
Spotykam jakiegoś Albana
Dużo opuszczonych posiadłości - ruiny, sady - z pięknymi widokami
W Parku Narodowym Lure
Czy warto? Raz warto. Dla widoków które są trochę inne niż we wcześniej zwiedzanych terenach.
Czy trudny offroad? Nie. Ale drogi w Lure są z dość dużych kamieni, plomby wypadają.
Kierowca znosi jazdę dość dobrze ale pamiętajcie o załodze...
Wyjeżdża się dość wysoko, panoramy są, jeziorka, popalone lasy jak na zdjęciach.
Obok widziałem na mapie jeszcze jakieś parki ale nie mieliśmy już czasu podjechać.
Dojazd do Lure i okolica jest z pupci, daleko może nie jest ale długo się jedzie. Żółta na mapie SH34 to szuter, po drodze mamy widoki takie przemysłowo-kopalniane, droga też robi wrażenie nie offroadowe tylko szutru po spychaczu.
Moim zdaniem rewelacji nie ma, ale jest inaczej niż we wcześniejszych regionach. Dużo ruin, częściowo opuszczonych miejscowości, na ruinach przemysłowych mieszkają pasterze z kilkoma kozami.
Rozkładamy biwaczek
Wieczorna fotka
i lulu
Ostatnio zmieniony wt 19 lip, 2016 przez Abo, łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Jam nga Poloni 2016
Dzień dziesiąty...
Zaczynamy pstrykaniem świtu przez Elę
Śniadanko, składamy się i w drogę. Generalnie drogi w Lure są bardzo kamieniste, trzepie strasznie
Nad jeziorkiem znalazłem pniaczek do ogródka
Droga
Wszystkie sosny w lesie na czubkach miały takie kokony, nie mam pojęcia co to
Lecimy dalej SH34, to dalej szuter, od Kukes nie widzieliśmy asfaltu.
Po drodze opuszczone miasto
i kopalnia
W kopalni - to całe zbocze góry - dość silny zapach kwasu siarkowego. Przypuszczam że kopalnia miedzi ale nie wiem.
Przeszkoda
Jakieś kopalniane budowle
No i kierunek Szkodra. Camp Lake Szkodra, spotykamy sie z Mirkiem i jeden dzionek na doprowadzenie się do porządku. Dalej jedziemy razem.
Jeszcze popołudniowa wycieczka do Szkodry na zakupy i do twierdzy Rozafa
cdn.
Zaczynamy pstrykaniem świtu przez Elę
Śniadanko, składamy się i w drogę. Generalnie drogi w Lure są bardzo kamieniste, trzepie strasznie
Nad jeziorkiem znalazłem pniaczek do ogródka
Droga
Wszystkie sosny w lesie na czubkach miały takie kokony, nie mam pojęcia co to
Lecimy dalej SH34, to dalej szuter, od Kukes nie widzieliśmy asfaltu.
Po drodze opuszczone miasto
i kopalnia
W kopalni - to całe zbocze góry - dość silny zapach kwasu siarkowego. Przypuszczam że kopalnia miedzi ale nie wiem.
Przeszkoda
Jakieś kopalniane budowle
No i kierunek Szkodra. Camp Lake Szkodra, spotykamy sie z Mirkiem i jeden dzionek na doprowadzenie się do porządku. Dalej jedziemy razem.
Jeszcze popołudniowa wycieczka do Szkodry na zakupy i do twierdzy Rozafa
cdn.
Ostatnio zmieniony ndz 17 lip, 2016 przez Abo, łącznie zmieniany 2 razy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Bing [Bot] i 64 gości