Szukanie drogi w "nieznane" często polegało na gapieniu się w dal.
Czasami trzeba wznieść się ponad wszystko,
a dookoła tylko pola i pola
lub prawem chronione strumienie.
Podczas jednego z wypadów w teren odwiedziliśmy wieś Wodziki. Tu ściągnęła nas informacja o zamieszkujących wieś potomkach staroobrzędowców. Dojazd do enklawy „prawosławnych banitów” był wyjątkowo ciekawy. Wodziki leżą w samym centrum Suwalskiego Parku Krajobrazowego ale nie ma tam żadnych zakazów wjazdu czy innych ograniczeń dla samochodów. Do wsi nie ma żadnej asfaltowej drogi, nawet chyba nie ma bruku. Wzniesienia tereny wokół wsi maja ok. 200 m.n.p.m. i przy deszczowej pogodzie trzeba poruszać wajchami od skrzyni rozdzielczej. My niestety trafiliśmy na słoneczko ale jak opuszczaliśmy wieś to zdrowo lunęło (biedni rowerzyści). Krótki ale rzęsisty deszcz pozwolił chwilę się poślizgać w gliniasto – piaszczysto – kamyczkowatych plazmach.
Ale wracając do prawosławnych kultywujących za wszelka cenę starą wiarę. Oczywiście nie będę tu szczegółowo opisywał zależności religijnych ale ciekawe są różnice między starą, a nową wiarą.
Akcja dzieje się w 1667 roku. Wierni zaczynają się kłócić o to iloma palcami należy się żegnać i jak pisać słowo Jezus. Zapewne było i kilka innych kontrowersji ale te podawane są jako główne !!! W konsekwencji zaczynają się emigracje, egzekucje, samopodpalenia (zbiorowe) i różne inne „ciekawe” społecznie zjawiska.
Wieś wygląda jak opuszczona i trudno doszukiwać się tu prawosławnych z innej epoki. Ale ściąga ciekawskich turystów, rowery, samochody, motory co jakiś czas pojawiają się wśród starych chałupinek. Nie ma tu masówki ale ciągle ktoś coś fotografuje. Mieszkańcy musza czuć się jak w zoo. Zapewne kiedyś tu było bardzo spokojnie do chwili gdy w przewodnikach nie pojawiła się informacja o wsi z „innymi ludźmi i z innej epoki”. Przewodniki podają też, że stoi tu molena (cerkiew) z początku XX w. i tzw. bania czyli po prostu sauna. No trzeba to koniecznie zobaczyć!!!! Molena zawarta na trzy spusty, a bania działa – rewelacja !!!! Ale trzeba się umówić – kurde balans. Trzeba wykonać telefon do gościa, on zapewne się pojawia i rozpala ognicho. Byłem chętny do skorzystania z kąpieli ale niestety Mariola powiedziała, że nigdy w życiu tam nie wjedzie. Faktycznie warunki sanitarne pozostawiały wiele do życzenia. Trzeba było mieć tylko nadzieję, ze dym i para wodna wszystko odkaziły. Bania nie posiadała komina oczyszczanie ciała przez wytapianie odbywało się w kłębach dymu i pary. Jak było za gęsto to po prostu otwierało się okno lub drzwi. Jak rozmawiałem z lokalsami to tego rodzaju kąpiele były kiedyś bardzo popularne i do tych Wodziłek przychodziły cale rodziny z innych wsi.
Pomieszczenie wewnątrz było ciemne jak murzyn w tunelu, jak pstrykałem foty to dosłownie „po omacku”. Pierwszy pokoik to chyba szatnia w drugim smażono delikwenta, a przez jego skórę wyciskano z ciała i duszy całe zło czyli toksyny.
działania marketingowe - duch czsów
ale molena zabezpieczona przed wścipskimi turystami
no z daleka można popatrzeć
a reklamy biją po oczach
i jeszcze jeden bilbord
No i sama bania
Co się działo w środku...... to później, idę spać.
cd się odbędzie.