no to od początku
Przygotowania
Załoga rajdową składała się z Pawła (Pawelec) - kierowca oraz z Łukaszem (Kiślem) jako pilot i główny mechanik. Na rajd Ładogę Trophy zdecydowali się jechać po zakończonym sezonie 2008. Oczywiście podjęcie decyzji nie było takie proste, trzeba było pokonać parę schodków. Od przekonania do decyzji Pilota, rodzinach oraz zebrania wystarczającej ilości kasy. Pod koniec października ja i Vitek dostaliśmy propozycje pojechania jako załoga serwisowa którą z wielką chęcią przyjęliśmy.
Czas spędzony w garażu mam nadzieję że nie uznamy za stracony. Były takie dni w warsztacie że pracowało się cały dzień i nic się nie skreśliło z długiej listy rzeczy do naprawy, sprawdzenia, wymiany. Były takie dni że gasiło się światło w garażu po godzinie 2 nocy. Mistrzem w motaniu Skorpiona był Kisiel który kontrolował cały front robót. Do pracy przy przygotowaniu Skorpiona oraz Patrola brały także osoby które nas wsparły swoim wolnym czasem spędzając wolny czas w warsztacie.
Na 5 minut przed załadunkiem samochodów na lawety zakończyliśmy dwumiesięczny okres przygotowań skorpiona. Dzień wcześniej zapakowaliśmy Patrola Vitka do specjalnej zrobionej zabudowy. Patrol został uzbrojony w opony MT które pożyczył nam nissan7. Do zrobionej zabudowy zapakowaliśmy w całą masę skrzynek wypełnionych częściami zapasowymi, narzędziami, zapasowe liny do wyciągarki śrubkami, spawarką, sprzęt biwakowy, zapasowe opony do Skorpiona oraz trapy.
Droga do celu
Ze szczecina wyjeżdżaliśmy około godziny 19. Jako cel do osiągnięcia na pierwszy dzień była agroturystyka w miejscowości Potopy tuż przed granicą z Litwą. W agroturystyce dojechaliśmy na godzinę 3.30. O tej godzinie Pani Maria zaserwowała nam obiad a później udaliśmy się na spoczynek. O godzinie 9 pobudka i śniadanie na które jak zwykle „kocur karpacki” wstawał niechętnie zresztą jak większość z nas. W Samo południe przekraczamy granicę Litwińską. Wykupujemy winietę, naklejamy PLki na nasze samochody i ruszamy dalej na Północny wschód.
Droga przez Litwę, Łotwę i Estonię przebiegła nam spokojnie. Razem z Vitkiem zmienialiśmy naszego kierowcę naszego zaprzęgu. O godzinie 19 spotykamy się z jedną z polskich załóg dalej ruszamy razem. Oczywiście pojechaliśmy jak podbudowaliśmy, ustaliliśmy hasło przewodnie imprezy „bij Moskala”. O godzinie 2.30 dojeżdżamy do Iwangorodu do przejścia granicznego. Na przejściu granicznym widzimy mało osób i kolejka szybko się poruszała. Byliśmy zadowolenia ale nie długo… okazało się że musimy pojechać na terminal i odebrać numerki. Terminal znajdował się na obrzeżach miasta a do niego prowadziła długa kolejka TIRów. Na terminalu otrzymaliśmy numerki od 412 do 415. Na terminalu nie będę opisywał tłoku… wystarczy napisać że kiedy opuszczaliśmy terminal o godzinie o godzinie 9.00 to z terminalu wyjeżdżał samochód z numerkiem 120. Na samej granicy po stronie Estońskiej przeszło nam bardzo szybko. Na rosyjskiej nie było już tak prosto. Wypisywanie deklaracji i innych kwitków, sprawdzanie paszportów, dokumentów samochodów, zielonych kart, upoważnień na samochody, „rapowanie” zajęły nam czas do godziny 11.30. Przed południem staliśmy już na jednej z rosyjskich stacji. Przy wyjedzie z miasta na posterunku GAI okazuje się że nasza laweta nie ma zielonej karty na Rosję. A drugi konwój nie miał włączonych świateł. Skończyło się na 50 złotych mandatu i powrotem do miasta aby wykupić zieloną kartę za 50 Euro. O 12.50 zaczęliśmy jazdę prawdziwym rosyjskim asfaltem… Miejscami ten asfalt był bardzo wybrakowany i jazda z prędkością ok. 40 km/h dawało poczucie bezpieczeństwa że nic się nie urwie.
Baza rajdu
O godzinie 18 czasu moskiewskiego minęliśmy tablicę z napisem Sankt Pertrsburg. Dość szybko przebiliśmy się przez miejscowe korki i dotarliśmy do bazy. W bazie Kisiel i Pawelec poszli się zarejestrować. Otrzymali „obiegówkę” na której było około 10 pozycji do zaliczenia od księgowości, badania lekarskiego, wyrobienie identyfikatorów, odebranie nalepek wraz ze schematem gdzie mają być naklejone, odebranie koszulek nie wiadomo czemu tylko w rozmiarze M, wypełnienie ankiety do przeglądu technicznego auta… No i tu mieliśmy największy problem, okazało się bowiem że nasze auto rajdowe jest niezgodne z regulaminem i jego burta jest poniżej wysokości 30 cm licząc od siedzenia. Zostaliśmy odesłani, przeszukaliśmy auto wygrzebaliśmy jeden zapasowy drążek i dwa pręty i nie było by problemu gdyby nie to że oprócz zabudowy rurowej musi być to zasłonięte blachą. Vitek poszedł na poszukiwanie materiałów, my w tym czasie wygrzebaliśmy ze Sprintera załogi z Warszawy agregat prądotwórczy. Ledwo go odpaliliśmy a do bazy rajdu przybiegł Vitek a czymś co przypominało wieszak zrobiony z pięknej grubościennej rury. W tym czasie agregat zgasł i był problem z jego odpaleniem. Wyjęliśmy drugi, mniejszy i uruchomiliśmy flexa. Ledwo pomierzyliśmy rury i je wycięliśmy a Vitek przybiegł z wielką blachą którą został „obdarowany” przez wojsko Rosyjskie mające swoją bazę w mieście. Mieliśmy już wszystkie gotowe elementy ale niestety duży agregat nie chciał odpalić, próbowaliśmy spawać za pomocą małego agregatu i obniżając napięcie w spawarce ale powstały spawy w ten sposób były za słabe. Całość szło nam tak sprawne że dopiero na koniec zauważyłem że zrobiliśmy niezły pokaz dla wszelkich maści fotoreporterów i videografów. Po godzinie 20 otrzymaliśmy pieczątkę w obiegówce że nasz pojazd jest zgody z regulaminem rajdu. Po skończonej operacji spawania zajęliśmy się łataniem baku który najwyraźniej spawaczowi nie wyszedł. Trzeba było roznitować wszelkie osłony chroniące bak a które były wymagane w regulaminie i spuścić paliwo. Następnie kompresorem wytworzyliśmy ciśnienie w baku i smarowaliśmy wszystkie spawy płynem do mycia naczyń oraz polewaliśmy to wszystko piwem… Nieszczelnych spawów znaleźliśmy około 12
, wszystkie dziury zakleiliśmy poksipolem. Po wsadzeniu zbiornika na miejsce zapakowaliśmy do serwisówki wszystkie nasze szpeje i o godzinie 2 w nocy czasu moskiewskiego siedzieliśmy w hotelu i jedliśmy kolację… hmm w zasadzie to śniadanie połączoną razem z obiadem. Wtedy też przegadaliśmy zadania na jutro i ustaliliśmy pobudkę na godzinę 7.00.
Dzień pierwszy
Start
Budzi mnie rytmiczne pukanie, sam sobie zadaje pytanie co to kurna jest… wstaję z łóżka i słyszę że ktoś puka do drzwi. Otwieram i widzę Kiśla „wstawajcie jest godzina 8.00” w tym samym czasie przypominam sobie że nie zmieniłem jeszcze godziny. Wstajemy z Vitkiem szybko i schodzimy na dół, pakujemy się do samochodów i pędzimy szybko na start, jesteśmy spóźnieni. Odnalezienie startu trochę nam zajęło czasu bo się okazało że większość dróg była jednokierunkowa i prowadziły w przeciwnym kierunku. Przekonała się o tym załoga Adama Bomba który pędząc Mercedesem Sprinterem z lawetą i defenderem na pace pędziła pod prąd przez ulice miasta, oni wstali jeszcze później. Zatrzymała ich milicja i chciała zabrać prawo jazdy ale skończyło się na mandacie. Po przyjeździe do strefy startowej zdaliśmy szybko obiegówkę i otrzymaliśmy waypointy na trasę i oznaczenie pierwszej bazy. W pierwszej bazie spędzimy trzy dni co nam bardzo pasuje bo będziemy mogli z Vitkiem rozpakować się i na lekko podjechać na OSy. O godzinie 10.00 zaczęły się starty, strzelały konfetti, w powietrze wyleciały O godzinie 11.00 klasa TR3 czyli nasza wjechała na rampę. W czasie kiedy zawodnicy stali na rampie przez mikrofon pani miłym głosem opowiadała o startującej załodze. Kiedy nasza załoga wjechała została powitana gromkimi brawami, naprawdę takich braw powitalnych nie otrzymał nikt z zawodników. O godzinie 11.30 nasza załoga a w zasadzie dwie polskie załogi zniknęły nam w zakamarkach ulic. My udaliśmy się w poszukiwaniu kantoru, sklepu spożywczego. Smsami zgadaliśmy się że spotakamy się w tajemniczym punkcie S2 przed wjazdem na OSa.
Pozdrawiamy
Benes