A dlaczego nie ?!
Trasa jaką wytyczyłem, wiodła najszybszą drogą do Albanii. Czyli :Szczecin-Berlin-Rosenheim -Graz-Maribor-Zagrzeb-Dubrovnik-Budva-Szkodra.
Co dało około 2000 km dojazdówki.
Trasa do Rosenheimu, a własciwie do Pien am Chiemsee przebiegła w iście niemiecki pożądku [jak to na Niemcy przystało]. Niemieckie autostrady są przewidywalne, czyli szybkie, bezpieczne i wiodą prosto do celu. Jedynie co nam doskwierało po drodze, to wysoka temperatura. Dodam,że wystarowalismy 7 lipca, czyli na początku fali afrykańskich upałów które nawiedziły Europę. A niestety, mój Patrol Y60 niestety nie jest wyposażony w klimatyzację. O czym w nastepnych parunastu dniach codziennie sobie przypominałem
Tak więc po pierwszego dnia wieczorem otworzyłem swój namiot dachowy na sterylnym kampingu nad jeziorem Chiemsee. Obok nas stały campery z całej Europy. Normalnie wieża Babel.
Niestety, Alpy przywitały nas potężną burzą oraz ulewą.Po szybkim śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Po wjeździe na austryjackie autostrady nie moglismy oderwać oczu od kunsztu budowniczych tych dróg. Szczególną uwagę zwróciliśmy na wspaniałe tunele [najdłuższy to około 10 km]. Na prawdę robią wrażenie.
Około południa spotykamy się na objeżdzie Słoweńskiej autostrady z Waldemarem w towarzystwie Katarzyny.I tak wg wskazówek z internetu w celu zaoszczędzenia 15 euro popedziliśmy drogami lokalnymi w kierunku Zagrzebia. Objazd ten zajął nam około 1,5 godziny.
Po wjeżdzie na chorwacką autostradę pomkęliśmy z oszałamiającą prędkością 110 km na południe. W kierunku wybrzeża. Miejcówką na nocleg okazało się miasteczko Senj.A dokładnie parę kilometrów za Senj piekną nadmorską drogą. Camp Ujca się to miejsce nazywa Niestey, kolejna noc też nam dała pożądnie w kość.Bora tak potęznie wiała, że o mało co nie zdmuchęła nam naszej "zielonej budki" z dachu Patrola. Do rana nie zmrużyliśmy oczu.
Bardzo wczesnym rankiem po uiszczeniu 27 euro za nocleg, wystartowalismy dalej. Po drodze na autostradowym parkingu szybkie śniadanie w towarzystwie paru innych aut z polskimi rejestracjami.
Wiejęca dzień wcześniej Bora przywiała jakiś chłodny front i śniadanie musielismy spożywać w ciepłych polarach i rozgrzewając się gorącą herbatą.
Niestey, ten "urlop od upału" potrwał do południa i tak jak się nagle pojawił, tak się nagle skończył.
Termometr w Nissanie zaczął znów pokazywać 34-37 na zewnątrz i około 38 wewnątrz. Chorwacka autostrada też robi wrazenie. Co chwila tunel lub most na bardzo wysokich podporach. Kawał inżynierii budowlanej.
We wczesnych godzinach popołudniowych zjechaliśmy z tej arterii i podążyliśmy w kierunku Dubrovnika. Niestety, ostatnie 100 km Chorwacji jedzie się juz normalną nadmorską drogą, na któej średnia wychodzi około 40 km/h.Przed Dubrovnikiem wyjazd z Chorwacji i wjazd do Bośni i Hercegowiny [zielona karta !!], po czym wyjazd z Bośni i wjazd ponowny do Chorwacji. Po minięciu Dubrovnika opuszczamy niegościnną Chorwację na dobre i wjeżdzamy do Montenegro [podoba mi się ta nazwa] czyli jesteśmy w Czarnogórze.
Cały czas podążamy nadmorską drogą ze średnią prędkością 40-50 km/h. Wczesnym wieczorem docieramy do Zatoki Kotorskiej. Warto wydać 5 euro i przepłynąć zatokę promem. Jezeli przykutwisz, czeka Cię dodatkowe dwie -trzy godziny jazdy dookoła zatoki w ślimaczym tempie.Pod koiec dnia docieramy do Budvy gdzie na kampingu Crvena Glavica czeka na nas kolejny uczestnik naszej wycieczki. Mikołaj wraz z Danusię oraz poółtoraroczną Natalką.
Kamping Crvena Glavica to miejsce gdzie czas się zatrzymał w latach 80.Generalnie żadnych wygód ale klimat panuje tam specyficzny. Wręcz fantastyczny. Cena za nocleg około 6 euro.
Na tym kampingu spotykają się również ekipy offroadowe z Polski i Europy.
Po wczesnoporannym śniadaniu i zimnym prysznicu wystartowaliśmy koło południa w kierunku Albanii. Granica czarnogórsko-albańska przywitała nas żabrzącymi cyganami , pysznymi arbuzami oraz trzygodzinnym oczekiwaniem na przejazd przez "bramkę".
I wreżcie około godziny 16 dotarliśmy na miejsce zbiórki z pozostałymi uczestnikami wyjazdu.Czekali na nas Rysiek z Kamilem z Katowic oraz Sylwek z żoną Moniką i córką Lenką z Bielska Podlaskiego. Dotarlismy do kampingu "Lake Shkodra". Kamping ten to miejsce na europejskim poziomie. Terenówki, motocykle enduro i kampery z całej Europu. Z Polski oczywiście też.
I tak po czterech dniach podrózy, żaczęła sie nasza "albańska przygoda"