Eee bez przesady - fakt - kiedyś jeździliśmy tak, że o 23:00 rodził się pomysł wyjazdu, a w podróży byliśmy jeszcze przed północą - z drogi SMS do przełożonych, że urlop potrzebny. Teraz musimy tydzień wcześniej poinformować ośrodki, że córki nie będzie na rehabilitacjach, no i pakowanie z 15minut dłużej zajmuje. Mimo, iż Iza nie chodzi, to np góry nie stanowią problemu - w chustę ją i na grzbiet. Pokrowiec na jedzonko z podgrzewaczem chemicznym i można cały dzień spacerować. W wielu rejonach świata małe dziecko to jak opaska VIP All Inclusive - nakarmią, ugoszczą i jeszcze zaprowiantują. Oczywiście przeloty po 10 godzin autostradami nudzą dzieci szczególnie i trzeba zadbać o urozmaicenie. Przyzwyczajone do szwędania od pierwszych miesięcy dziecko zazwyczaj czuje się na wakacjach lepiej niż w domu. Rytm atrakcji musi być jednak trochę bardziej stonowany, bo przemęczony maluch, który nie ma warunków pospać to zły maluch. U nas pierwszy dzień jest zawsze cięższy - emocje nie pozwalają spać - a wtedy
Kolejne dni to już luz - śpi nawet w chuście rozwalona jak żaba na poboczu.
No chyba, że "na pałę" to wziąć kartę Visa i jazda.